Panna cotta z malinami
Wczoraj powitałam na fanpejdżu tego bloga 300. fana (pozdrawiam!), ale dzisiaj okazało się, że ktoś odszedł z tego zacnego grona, więc jednak nie przekroczyliśmy razem kolejnej setki. Z tej okazji zaczęłam sobie robić małe podsumowanie swojej radosnej twórczości z kilku ostatnich miesięcy i doszłam do wniosku, że gdzieś po drodze, próbując dogodzić wszystkim, zagubiłam ideę. Łolaboga, ale długie zdanie 😛
Czytając swoje poprzednie posty, zauważyłam, że zaczynam popadać w ton „ęą, bułkę przez bibułkę” i jeszcze trochę, to zacznę szukać programu z byłą prezydentową o tym, w jaki sposób należy spożywać bezę (najlepiej na raucie u konsula). A miało być na luzie, bez owijania w bawełnę, z soczystym słownictwem i nawet mięchem, jeśli zaszłaby taka potrzeba! Tak więc oświadczam, że fakt, iż jestem matką Człowieka Wyżerki i drugiej Istoty, która jesienią wyłoni się w Wielkim Wybuchu, nie sprawił, że urwało mi jaja 🙂 Mam nadzieję, że będziecie chętnie będziecie tu zaglądać nie tylko po przepisy, ale i po to, by podyskutować o różnościach. I byłoby mi miło, gdybyście ze mną zostali 🙂
A teraz coś o tym, dlaczego taki deser – otóż dawno, dawno temu (i jakieś moje 15 kg temu – wliczając w to rosnący aktualnie Przychówek) Pan i Władca rozpoczął starania o moją przychylność. Jednym z jego pomysłów było zrobienie mi czegoś słodkiego (milusio, nieprawdaż?). Padło na panna cottę, a ja przestałam być panną. Kilka lat później, podczas rodzinnych zakupów w pewnym dyskoncie (nazwijmy go Stonką), zaproponował, że może jeszcze raz ją zrobić. No i wczoraj ustaliliśmy, że zrobię ją ja – w końcu to nie on jest „blogerę” 🙂
Składniki (4 porcje):
- 3 łyżeczki żelatyny w proszku
- 1 laska wanilii
- 250 ml śmietanki kremówki (30-36%)
- 250 ml mleka 3,2%
- 80 g cukru
Sos malinowy:
- 200 g malin
- 1 łyżka cukru
Żelatynę wsyp do szklanki i zalej dwiema łyżkami zimnej wody.
Śmietanę i mleko wlej do rondelka.
Wanilię przekrój wzdłuż i wyskrob z niej ziarenka – dodaj je do śmietanki, następnie wsyp cukier i, cały czas mieszając, zagotuj na niewielkim ogniu.
Zestaw z kuchenki i dodaj namoczoną żelatynę. Mieszaj do rozpuszczenia, po czym przelej do 4 filiżanek lub kokilek*.
Kiedy śmietanka będzie chłodna, przykryj naczynka folią i wstaw je do lodówki na około 4 godziny. Po tym czasie zanurz na moment filiżankę z panna cottą w gorącej wodzie, aby łatwiej odeszła od ścianek i przełóż ją na talerzyk.
Podczas oczekiwania na zastygnięcie śmietanki przygotuj sos malinowy: wsyp owoce do rondelka i zasyp je cukrem. Kiedy puszczą sok, zacznij je podgrzewać. Pulpę przełóż na sitko, odciśnij sok i przelej go z powrotem do garnuszka. Podgrzewaj, aż zacznie gęstnieć. Ostudź i polej nim deser.
i na koniec – Człowiek Wyżerka atakuje kulturalnie, widelczykiem 🙂*Jeśli zależy Ci na tym, aby ziarenka wanilii nie osiadły na dnie naczynia, tworząc na górze deseru ciemną warstwę, to poczekaj z rozlewaniem aż zacznie lekko gęstnieć. Ja zrobiłam tak, ze dwie porcje wlałam jeszcze ciepłe do filiżanek (i mają waniliowe „fusy”), a dwie lekko ubiłam po ostygnięciu i przelałam do silikonowych foremek – efekty do porównania na zdjęciach.
Inspirację znalazłam na blogu Kwestia Smaku
Jedni przychodzą, inni odchodzą. Tez mi się zdarzyło. Panna cotta cudna:)
Też mi czasem lubisie uciekają. 🙂 Ale potem przychodzą kolejni. 😉 Wspaniała wyszła ta panna cotta!
Nie robiłam nigdy, jadłam tylko raz, ale zrobiłaś mi smaka 🙂 chyba se pyknę!
super to wszystko wygląda…slinka kapie 😉
A dupa rośnie 😛 ( mi)
hehehe… mi też, ale co tam – raz się żyje 😀
Ja tam żadnego „ąę” tutaj nie zauważyłam i zawsze chętnie zaglądam.
A chłopu byś pozwoliła wykazać się w kuchni, skoro się garnie, a ile pochwał by zebrał! 🙂
Ja myślę, że chłop mój zastosował bardzo przemyślną metodę manipulacji i od początku miał założenie, że wykonanie będzie moje 😛