Ekspresłówka #14 Immobilizer
Jestem niedzielnym kierowcą (a może niedzielną kierowcą?). Prowadzenie auta mnie stresuje. Naszym autem jest dwudziestoletni escort, zwany pieszczotliwie Bobusiem. Bobuś zamienia się powoli w potwora doktora Frankensteina, ponieważ Małż w wolnych chwilach namiętnie dokonuje na nim przeszczepów z kupionego latem „brata bliźniaka”.
Niedawno jechałam z Wrocławia do Oławy na galę. Towarzystwa dotrzymywał mi Krzysztof Kucharski, znany wrocławski felietonista. Dojechaliśmy szczęśliwie i szybko. Pobrylowaliśmy w towarzystwie, zjedliśmy przygotowane smakołyki i zebraliśmy się do wyjścia.
Wsiadamy do auta, wkładam kluczyk do stacyjki i nic. Bobuś nawet nie chrząknie, nie mruknie. Zero reakcji. Za to mruga do mnie tajemniczo i bardzo uparcie czerwona dioda od alarmu samochodowego. „Cholera, akumulator”, myślę i wpatruję się w deskę rozdzielczą, na której i ten obrazek się podświetlił.
Dzwonię do Małża, opisuję mu objawy. „Immobilizer” – mówi on. Dzwonię po znajomego, żeby ratował. „Akumulator” – podtrzymuje moją wersję. Przepychamy Bobusia na drugi koniec parkingu, otwieramy maskę, szukamy akumulatora (ups), rozglądamy się za klemami.
Małż dobija się na komórkę i lekko już poirytowany twierdzi, że problem leży w stacyjce. W końcu za jego namową wykładam się na fotelu kierowcy, dociskam wszystkie druciki, w których wcześniej gmerał i… odpalam bez najmniejszego problemu.
Kiedy wróciłam do bazy i zaparkowałam w garażu, sprawdziłam raz jeszcze, co ten Bobuś nawywijał. Okazało się, że Małż do kółka z kluczem i pilotami do auta oraz bramy przyczepił kluczyk do „bliźniaka”, a ja ten fakt przeoczyłam.
Wszystko przez cały czas działało jak należy. To ja dałam popis bystrości i próbowałam odpalić niewłaściwym kluczykiem!
Nawet nie wiesz, jak pocieszająco działają na mnie takie historyjki, dzięki 🙂
Coś czuję, że sama masz kilka podobnych na koncie 🙂
Otwierałam bagażnik do nie naszego Golfika. Co poradzę, że stały dwa obok i ciemno było i mi się pomyliły? 😀
Masz szczęście, że Cię nikt nie przyłapał 😀