Domowy pasztet
Myślałam, że zakończyłam już temat „porosolnych konsekwencji”, ale w „Kuchni polskiej” Ewy Aszkiewicz znalazłam przepis na domowy pasztet, który wywołał we mnie tak intensywną potrzebę wypróbowania, że rosół wylądował na moim stole już w czwartek. Do przepisu podeszłam czysto orientacyjnie, wprowadziłam swoje proporcje – nie oczekuję zatem, że Wy tak samo potraktujecie moją recepturę. Pasztetu wyszło bardzo dużo, ale ilość poszła w parze z jakością. Jest genialny! Część zamrożę i na święta spreparuję z niego drożdżowe paszteciki do barszczu 😉
Jak już wspominałam pasztetu wyszło bardzo dużo (około 2 kg). Jeśli nie macie takich możliwości przerobowych, przypominam, że na którymś z etapów edukacji były ułamki 😉
Składniki:
- 70 dag mięsa z rosołu
- 50 dag wątróbki z kurczaka
- 30 dag gotowanego boczku
- 3 duże cebule
- 25 dag marchwi z rosołu
- 10 dag pietruszki z rosołu
- 5 dag selera (korzeniowego) z rosołu
- 4 jajka
- 4 czubate łyżki bułki tartej (lub więcej, jeśli masa jest za luźna)
- 4 łyżki masła klarowanego lub olej do smażenia
- 5 łyżek sosu sojowego
- 3 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu
- 2 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 2 łyżeczki ostrej papryki
- 8 łyżeczek majeranku
- sól do smaku (ok. 3 łyżeczki)
Cebulę pokrój w grubą kostkę i zeszklij na 2 łyżkach masła klarowanego. Odstaw do wystygnięcia i na reszcie masła podsmaż wątróbkę – na patelni polej ją sosem sojowym. Także wystudź. Kiedy będzie chłodna, połącz z cebulą i zmiel albo zblenduj na gładko.
Zmiel (albo potraktuj blenderem) także mięso i warzywa z rosołu oraz boczek*. Wszystkie składniki przełóż do jednej miski i dodaj przyprawy**. Jako, że nic tam nie jest surowe spokojnie możesz próbować, czy smak Ci odpowiada – ja lubię pasztet pikantny i dość słony, więc ostrożnie podejdź do moich proporcji 😉
Gdy już doprawisz masę, wbij jajka i wsyp bułkę tartą. Dokładnie wymieszaj i przełóż do foremek wyłożonych folią aluminiową. Piecz przynajmniej przez godzinę w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
*jak widać na zdjęciach, mój pasztet nie jest jedwabiście kremowy, bo za takim nie przepadam (i nie posiadam maszynki do mielenia). Jeśli lubicie bardziej „homogenizowaną” konsystencję, to blenderowi musicie podziękować i zmielić wszystkie składniki dwukrotnie w maszynce do mielenia.
**używam świeżo mielonego pieprzu, który jest ostrzejszy niż ten, który kupuje się w proszku.
U mnie już się gotuje rosołek pod ten pasztecik :). Jako, że też lubię dobrze przyprawiony, to chyba nie będę ułamkować twoich proporcji. Nie mówiąc już o tym, że liczę na efekt smakowy zapamiętany, łomatkoboska, nie wiem jak dawno temu, kiedy wyjadałam Twoje kanapki z wyżej wymienionym przysmakiem 😀
Nie wyobrażasz sobie, jak się ucieszyłam, kiedy go spróbowałam, bo smakuje DOKŁADNIE TAK SAMO, jak ten, który piekła moja Mama. Chyba mamy w genach przyprawianie pasztetu 😛 Już pół keksówki zostało pożarte i mam przeczucie, ze przed świętami będę piekła jeszcze raz 😀
domowe pasztety są super 🙂 pewnie w tym roku znowu mama tyle na święta narobi, że zapakuje mi cały do walizki… 😀
Pytanie pewnie naiwne, ale pasztetu nigdy nie popełniłam, więc wolę sie upewnić, ten „gotowany boczek” to po prostu kupuję w sklepie, czy kupuję niegotowany i gotuję go? Z boczkiem tez za wiele nie miałam wspólnego, kojarzę wędzony:)
Możesz kupić boczek i go ugotować (i będzie na tym mega grochówka albo nawet żur na wędzonce), możesz kupić też gotowany. Polecam jednak ugotować wędzony – więcej korzyści na raz 🙂
Dzięki dobra kobieto, zamierzam właśnie popełnić pierwszy w życiu pasztet, bo mam w domu amatora tegoż, a do tej pory nieczuła byłam na tęskne westchnienia:)
Pasztet wykonany i juz prawie wszamany, wyszły dwie blaszki, jedyna moja modyfikacja to dwie lekko obgryzione przez maluchy kajzerki namoczone w rosole zamiast bułki tartej i dwie chochle tegoz rosołu, żeby masa była nieco bardziej wilgotna bo wydawała mi się za sucha. Efekt niesomowicie smaczny:)
Wygląda obłędnie. Musi być pyszny.