Pielmieni, czyli medytacja dla mięsożerców
Dawno mnie tutaj nie było. Jakiś czas temu, po kilkutygodniowym milczeniu, zapowiadałam powrót do regularnego blogowania. I nic z tego nie wyszło. Często się tak zdarza, że człowiek chwali się planami, zbiera w sobie energię do działania, a los postanawia utrzeć mu nos i pokazać jego miejsce w szeregu.
Ostatnie tygodnie, które niepostrzeżenie zamieniły się w miesiące, były dla mnie czasem refleksji i skupienia się na tym, co najważniejsze. A dokładniej na tych, którzy wymagają mojej uwagi. Powoli osiągam równowagę i od niedawna znajduję czas dla siebie, na swój rozwój i małe przyjemności. Choć czasem bywa więcej upadków niż wzlotów na tej drodze do harmonii, zaczynam coraz wyraźniej dostrzegać zależność między odrobiną „zdrowego egoizmu” a spokojem w rodzinie. Żeby mieć siłę walczyć, trzeba się czasem oderwać, choćby na godzinę, od myślenia o problemach.
Jakiś miesiąc temu postanowiłam wybrać się na warsztaty, których tematem przewodnim było proste ukraińskie danie – pierogi z mięsem – pielmieni. Pogoda tego wieczora była paskudna, równie parszywa jak mój nastrój. Entuzjazm, który odczuwałam przy zapisie, opadł do poziomu poniżej zera. Gdyby nie to, że warsztaty opłaciłam z góry, pewnie zrejterowałabym. Poszłam jednak i nie żałuję.
Już kiedyś pisałam, że lepienie pierogów z racji swojej monotonnej powtarzalności ruchów, jest dla mnie formą medytacji czy terapii zajęciowej, tym pożyteczniejszej, że oprócz spokoju ducha daje coś dobrego dla brzucha (tak mi się zrymowało). Do wymienionych korzyści mogę dopisać w tym wypadku jeszcze nawiązanie nowych znajomości i wieczerzanie w doborowym towarzystwie. Te okrągłe pierożki wypełnione soczystym mięsnym farszem, tak pracowicie przez nas sklejane, dały nam mnóstwo radości i satysfakcji.
Skoro pisałam wcześniej o różnych nastrojach i trudach, to w konsekwencji przepis na pielmieni musiał się tutaj pojawić. Przedstawiam więc moją interpretację warsztatowego przepisu.
Składniki (4 porcje):
ciasto:
- ok. 150 ml gorącej (ale nie wrzącej) wody
- 250-275 g mąki pszennej (typ 650)
- ¼ łyżeczki soli
- 1 łyżka oleju
farsz:
- 500 g mielonej wieprzowiny
- 1 jajko
- 2 cebule szalotki (ok. 50 g, drobno posiekane)
- ½ główki czosnku (drobno posiekanego)
- przyprawy: 1 łyżka majeranku, sól i świeżo mielony czarny pieprz do smaku
Do miski wlej gorącą wodę z olejem i wsyp ¼ łyżeczki soli. Do takiej mieszaniny dodawaj stopniowo mąkę i zagnieć gładkie ciasto. Przykryj je folią i odstaw na ok. 15 minut, żeby odpoczęło.
W tym czasie przygotuj farsz: umieść w misce mielone mięso, dodaj jajko, posiekane szalotki, posiekany czosnek, majeranek, sól i pieprz do smaku (pieprzu nie żałuj). Dokładnie wymieszaj.
Ciasto cienko rozwałkuj na oprószonej mąką stolnicy i wykrawaj niewielkie krążki za pomocą specjalnego ringu lub niewielkiego kieliszka do wina (Ø ok. 6 cm). Na środku każdego krążka ułóż po pełnej łyżeczce farszu. Sklejaj: najpierw złóż krążek na pół i dociskaj brzegi (tak, jak zawsze przy lepieniu najzwyklejszych pierogów), następnie połącz rogi w taki sposób, by powstał okrągły pierożek.
Odkładaj na ściereczkę albo na oprószony mąką blat.
Pielmieni gotuj partiami w dużej ilości osolonego wrzątku przez ok. 3-5 minut od wypłynięcia pierożków na powierzchnię (czas zależy od grubości ciasta i wypełnienia pierożków farszem).
Podawaj okraszone np. zrumienioną cebulą albo z kwaśną śmietaną i natką pietruszki lub koperkiem.
Smakowicie wyglądają. Życzę Ci, żeby kumulacja jesiennej chandry i osobistych kłopotów jak najszybciej stała się jedynie wspomnieniem…
Wow, nie jadłam takich nigdy wcześniej, dziś dopiero spróbowałam – i są naprawdę pyszne! Polecam każdemu!
A moje wyszły niedobre, czosnek jest gorzki… I chociaż lepię pierogi od lat to pierwszy raz chyba będę musiała wyrzucić 40 sztuk. Coś poszło nie tak 🙁
Agnieszko, przykro mi to czytać 🙁 Czy czosnek miał kiełki?