Być mamą – sama prawda, zero lukru, może trochę kolorowej posypki
Lubimy wszelkie wyliczanki i zestawienia – są takie przejrzyste i treściwe. Nie musimy się specjalnie angażować w wyłapywanie najważniejszych informacji, bo wszystko jest wypunktowane. Oszczędność czasu i energii – to, co mamuśki lubią najbardziej.
Też je lubię, więc spisałam 10 obserwacji, które wiążą się z pełnieniem tej niebywale istotnej roli społecznej, jaką jest funkcja mamy. Dyszka to dobra liczba, taka pełna i kompletna.
Oto co zauważyłam w związku z mamowaniem:
po pierwsze primo: Nie jestem najważniejsza
Czasem mam ochotę zawołać: „JA chcę…” i tu wstawić dowolne: pójść na imprezę, pospać do południa, sama zjeść tę czekoladę, zostać w domu i nie iść na spacer, żeby mnie nikt przez chwilę nie dotykał rączkami wysmarowanymi masłem czy akwarelką…
Nie wołam jednak, bo raz: nikt nie posłucha; dwa: to szybko minie (szczególnie te przytulaski – widział ktoś nastolatka na kolanach u mamusi?); trzy: uświadamiam sobie, że po pierwsze zabrzmiałabym jak pięciolatka, a po drugie nie żyję sama, tylko w rodzinie i każda decyzja, którą podejmę musi być dla nas wszystkich jednakowo dobra. O kurczę, to ja podejmuję decyzje – ciągle nie mogę do tego przywyknąć.
Czasem trzeba się też poświęcić dla wyższego dobra. Nie mówię tutaj o wielkich gestach, o których można by nakręcić epicki film, tylko o prozie życia. Nie lubię owsianki/jaglanki/orkiszanki etc., ale z uśmiechem na ustach jem ją razem z dziećmi, żeby dać im dobry przykład.
po drugie primo: Bałagan to jedyna pewna rzecz
Stan nieładu jest najstabilniejszym ze stanów, jakim podlega nasze mieszkanie. Nie ma jakichś drastycznych wahnięć, specjalnej różnicy między wczoraj a dziś. Wystarczy za to posprzątać i po kwadransie zaczyna docierać do mnie, jak szybko wszystko wraca do wyjściowego chaosu – na przykład na lśniącej szybie natychmiast pojawiają się odciski dłoni i czoła. Jeśli ktoś chce nas odwiedzić, to musi się zapowiedzieć ze dwa dni wcześniej – trzeba dać mi szansę na poudawanie perfekcyjnej pani domu.
Nikt mi nie wmówi, że idealnie posprzątane mieszkanie przy dwójce dzieci to kwestia dobrej organizacji, że da się uniknąć rozmazania banana na kanapie, wdeptania plasteliny w wykładzinę i graffiti z kredek świecowych.
zasnąć można w każdych warunkach
Kiedyś musiałam mieć idealnie gładkie i napięte prześcieradło, pieczołowicie „wytrzepaną” poduszkę, wszelkie okruszki w pościeli doprowadzały mnie do szału. Dzisiaj potrafię spać zgięta jak scyzoryk na skraju dziecięcego łóżka, z łokciem Panny Grymaśnej wbitym w żebro albo jej stopą na twarzy. Potrafię też zasnąć w trakcie wieczornego serialowego seansu z kawałkiem pizzy w ręku. I nie przeszkadzają mi okruszki.
Jestem pewna, że też potrafię odlecieć tak jak ten pan.
Zimna kawa też jest dobra i można ją sączyć przez cały dzień
Kwestia kawy nie wymaga dodatkowego komentarza. Jedyne, czego wymaga to mikrofalówki. Tak, mam to ustrojstwo w domu. Pojawiło się, kiedy mała czarna stała się małą wiecznie zimną. Służy do dwóch rzeczy – do podgrzewania kawy i robienia popcornu.
Głośne zabawki przestają przeszkadzać. klocki są najgorsze
Zabawki grające, pierdzące, piszczące, śpiewające, buczące, strzelające, dzwoniące – kiedyś przyprawiały o atak serca, dzisiaj są synonimem chwili świętego spokoju. Skoro ktoś nimi hałasuje, to znaczy, że doskonale się bawi, nie wisi na mnie i ma się świetnie. Przy okazji wiem, gdzie jest, bez konieczności rzucania okiem.
Klocki lego i legopodobne są za to w stanie doprowadzić mnie do łez. Nie ma nic gorszego od wdepnięcia bosą stopą w taką kosteczkę. Zwłaszcza wtedy, gdy wycofujesz się raczkiem z pokoju, w którym przed chwilą zasnęły dzieci. Znoszenie bólu w milczeniu i puszczanie w myślach fantazyjnych wiązanek przekleństw mam opanowane do perfekcji.
Dzieci to kupa szczęścia. Z przewagą kupy
Na tę dziecięcą czasem czekałam jak na gwiazdkę, a gdy już się pojawiła oglądałam ją wnikliwiej niż nowe buty przed zakupem. Kupa to jedno z częściej wypowiadanych słów przez młode matki. I jedno z pierwszych słów ich dzieci.
Jakby tego było mało, od kiedy mam dzieci, psia kupa jeszcze bardziej mnie wkurza, bo w magiczny sposób przechodzi z potomstwa na mnie (dlatego zawsze, ale to zawsze, sprawdźcie „dzieciowe” buty, zanim załadujecie sobie młodzież „na barana” albo weźmiecie na ręce). A! zapomniałabym – są jeszcze osiedlowe koty, które uszczęśliwiają małolatów „miękkimi kamieniami” w piaskownicy.
Ogólnie można też temat podsumować stwierdzeniem, że macierzyństwo powoduje pewną znieczulicę na niektóre kwestie związane z fizjologią. I czasem traci się wyczucie stosowności, o czym świadczy obecność tego punktu. I to tak wysoko w zestawieniu.
W mojej torebce jest więcej niż wszystko
Na co dzień mogę zapomnieć o małych, eleganckich torebkach, do których mieści się tylko karta płatnicza, telefon i szminka, bo z konieczności noszę wielkie torby – moje dzieci brudzą wszystko, włażą wszędzie i ogólnie są bardzo intensywne.
Wychodząc z nimi, muszę gdzieś zmieścić chusteczki, wodę utlenioną, plasterki opatrunkowe, wodę do picia, bańki mydlane, książkę, której chyba nigdy nie skończę czytać i sto tysięcy różnych przydasiów, łącznie z kocem piknikowym. Ze spaceru wracam dociążona kamykami, patykami i liśćmi, mega ważną śrubką, która leżała na drodze i wyrwanym z korzeniami kwiatkiem.
Jestem pełnoetatową obcinaczką do paznokci
Mój manicure pomińmy miłosiernym milczeniem. Przy dwójce potomstwa za to mam wrażenie, że zamieniłam się w profesjonalną obcinaczkę do paznokci i codziennie komuś coś przycinam.
Człowiek Wyżerka i Panna Grymaśna są mistrzami wymykania się z objęć (wróżę im karierę – jeśli nie w MMA, to chociaż w klasycznych zapasach), więc jednego dnia skracam szpony w jednej nodze, drugiego dnia w drugiej, potem przychodzi kolej na dwa palce w lewej ręce, przez resztę tygodnia dążę do ogarnięcia pozostałych i znowu wracamy do nóg.
Już nigdy nie będę sama
Oczywiście, pod warunkiem, że się postaram, nie stanę się jędzą (zołzą, niestety, już jestem i nic na to nie poradzę) i moje dzieci będą chciały w dorosłym życiu być blisko mnie. Nie w takim sensie, że będziemy mieszkać razem po kres naszych dni, ale w takim, że będą do mnie wracać ze swoimi radościami i troskami, że będzie im się chciało co kilka dni zadzwonić czy wpaść raz na jakiś czas na obiad.
Na razie towarzyskiej natury moich Pacholąt doświadczam w tych najbardziej irytujących sytuacjach dnia codziennego (często wpadają do toalety i rozpoczyna się walka o tron; wystarczy, że usiądę z książką, materializują się obok i jestem im bardzo potrzebna; zasypiam z Małżem, budzę się z całą naszą ekipą i kotem).
mama – w oczach dziecka to najważniejsza osoba na świecie
Przez to, że my, matki, nie stawiamy siebie na pierwszym miejscu paradoksalnie wysuwamy się na prowadzenie w rankingach popularności – taka opozycja do pierwszego punktu.
W ciąży często konsultowałam z moją mamą wszelkie drobne dolegliwości i wątpliwości, w pierwszych dniach po powrocie ze szpitala pomagała mi w „obsłudze” noworodka – udzieliła mi prawdziwego wsparcia i była oazą spokoju. Dzwoniłam do niej po kilka razy dziennie, bywało, że płakałam i smarkałam, rozczulałam się nad sobą – zawsze wiedziała, w którym momencie pocieszyć, a kiedy sprzedać motywacyjnego kopniaka w zadek.
Jako mama starszaka zaczęłam rozumieć wiele jej zachowań, które kiedyś były dla mnie niepojęte. Z czasem pojawia się tych sytuacji coraz więcej. Zauważyłam, że wychowywanie małego człowieka to jest codzienny wysiłek i naprawdę ciężka praca – dzięki temu moja miłość do niej weszła na następny poziom.
Mama jest potrzebna i dorosłej kobiecie w okolicach trzydziestki, i niespełna pięcioletniemu chłopcu. Mama jest niezbędna do przygotowania najlepszej na świecie jajecznicy, poczytania książki, wspólnego wyklejania rybek i kwiatków z papilotek do muffinek. Dwuipółlatce jest potrzebna do naprawienia buziakiem stłuczonego kolana, rozsądzania sporów ze starszym bratem i przymierzania wielkich kolczyków z motylami.
Pięknie to ujęłaś.
Mimo kupy? :p
Cudne! a to o paznokciach to jakbym moją Darię widziała:) torba? czasem to chyba walizka by się przydała:) i te niespodzianki, które potem znajduję w pracy ( ostatnio łyżeczka – brudna – chyba z jogurtu i plastikowa filiżanka )
Walizka to nie jest głupi pomysł – szczególnie taka na kółkach i z rączką. Może jeszcze sprawdziłby się jakiś wózek z supermarketu albo taczka, żeby nie musieć tego wszystkiego nosić? 😀
U mnie ostatnio w torebce odnalazła się skarpetka mojego młodszego:) wiadomo, czystością nie grzeszyła 😉
Podpisuję się pod wszystkim co napisałaś. Szczególnie w ten jeden z najważniejszych dni w roku- w Dzień Matki i dodatkowo w moją rocznicę ślubu 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Popłakałam się ze śmiechu! Szczera prawda! Dzięki!
Co do tych paznokci, to chciałam powiedzieć, że też się strasznie wyrywałam w dzieciństwie (czekali aż zasnę, żeby mi paznokcie obciąć, ale ja się i tak budziłam). W końcu gdzieś koło 3 roku życia rodzice poddali się i dowiedzieli dlaczego: po prostu bolą mnie całe paznokcie, jeśli mi je ktoś obcina. Nawet teraz, gdy jestem dorosła i potrzebowałam podcięcia paznokci u nóg (a miałam kolano złamane) – było to uczucie strasznie denerwujące i bolące zarazem. Może komuś się przyda.