Spaghetti carbonara Nigelli
Przeglądając przepisy Nigelli i czytając jej wstępniaki do nich, rzuca się w oczy, że jedzenie bardzo często jest dla niej „kojące”. Lubię ją za to, że przygotowuje potrawę nie tylko po to, żeby sprawić sobie przyjemność ze zjedzenia jej, ale dokłada do tego procesu swoją filozoficzną otoczkę i pokazuje, że akt przyrządzania dania może mieć właściwości terapeutyczne. Odpowiada mi jej kuchnia, bo nie boi się ona kalorii i ze swoistym wdziękiem potrafi ich użyć jako plasterków na różne bolączki. Mam jeszcze jedną refleksję – zwróćcie uwagę na to, jak ta kobieta wspaniale wygląda. Kiedy widzę jej zdjęcia, przypomina mi się fragment piosenki braci Golców („ty jesteś jak paczka cukierków w tym swoim przyciasnym sweterku”). Jaki z tego morał? Jeśli chcesz codziennie gotować jak Nigella, to zainwestuj w bardzo dobrą bieliznę wyszczuplającą – będziesz wyglądać jak bogini domowego ogniska 🙂 Ja już zaczynam się za taką rozglądać 😛
Przepisów na spaghetti carbonara jest tysiąc trzysta sto czterysta i autorzy większości z nich są skłonni iść na noże, walcząc o to, który jest bardziej włoski. Są wersje z pieczarkami, cebulą, wszelką zieleniną, czy (o zgrozo!) z serkiem topionym. Ja wybrałam wersję Nigelli, bo urzekła mnie jej prostota. Spaghetti, które widać na zdjęciach, to moje drugie podejście. Pierwsze nie wyszło tak, jak powinno, bo masa serowo-śmietanowo-jajeczna zamieniła mi się w jajecznicę z makaronem zamiast w aksamitny sos. Za drugim razem poszło jak należy. Musicie je zrobić – jest pyszne!!!
Pamiętajcie jednak, że przy tym daniu ważna jest synchronizacja poszczególnych czynności, ponieważ zrobienie go zajmuje tyle czasu, ile ugotowanie makaronu i wykonanie kilku ruchów łyżką przy mieszaniu go z sosem, który musi powstać podczas gotowania nitek spaghetti.
Składniki (4 duuże porcje):
- 500 g spaghetti
- 275 g pancetty*
- 2 łyżeczki oliwy z oliwek
- 60 ml białego wytrawnego wina
- 4 duże jajka
- 50 g parmezanu (u mnie grana padano)
- grubo mielony, świeży czarny pieprz
- 60 ml kremówki
- świeżo starta gałka muszkatołowa
Zacznij od tego, że przygotujesz sobie jakieś duże naczynie, w którym swobodnie będzie można wymieszać z sosem całą paczkę ugotowanego makaronu 🙂
Następnie zagotuj duży gar osolonej wody i ugotuj makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu. W międzyczasie pokrój boczek w dość drobną kostkę (około 1×1,5 cm) i podsmaż na oliwie z oliwek aż będzie lekko chrupiący. Na patelnię z boczkiem wlej wino i przez kilka minut trzymaj całość na małym ogniu, aby powstał słony, winny sos.
Jajka sparz wrzątkiem, po czym rozbij je do miseczki i rozbełtaj, mieszając z kremówką i świeżo startym czarnym pieprzem (ilość wg uznania i doświadczenia). Ser zetrzyj na drobnej tarce i połącz z masą jajeczną.
Zanim odcedzisz makaron, zaczerpnij około pół szklanki wody, w której się gotował. Przyda się do ewentualnego rozrzedzenia potrawy.
Odcedzony makaron natychmiast, póki jest gorący, przełóż do przygotowanego naczynia i połącz z „winnym” boczkiem. Jak tylko to zrobisz, polej go masą jajeczną i dokładnie wymieszaj, aby wszystkie nitki pokryły się (wspomnianym we wstępie) aksamitnym sosem (jajka i ser połączą się pod wpływem temperatury). Dopraw gałką muszkatołową** i podawaj od razu!
*Miałam swojski wędzony, dość chudy boczek, to go dałam zamiast włoskiego – wyszło mega pysznie 😉
**Solić raczej nie trzeba, boczek zazwyczaj jest dość słony.
Wygląda pysznie! Na pewno zrobię niedługo 🙂
Uwielbiam pasty po włosku 🙂 Carbonarę kilka razy robiłam – wypróbowaną mam z cebulką i boczkiem, ale bez wina. Pycha!
Haha, morał odnośnie bielizny mnie znokautował. 😀 Pozdrawiam imienniczkę!
Taki nokaut można przeżyć i musisz przyznać, że Nigella dobrze się maskuje 🙂 Pozdrawiam ciepło!
Abstrahując od spaghetti i bielizny wyszczuplającej, chciałabym zapytać Szanowną Autorkę, czy korzysta z sezonu na szparagi, a jeśli tak, to jak je przyrządza. Z góry dziękuję za odpowiedź 🙂
Marto, czaję się już od jakiegoś czasu na szparagi, ale mam do nich pecha, bo w mojej okolicy kosztują około 12 zł za pęczek i już są zdrewniałe albo zwiędłe… 🙁 zaczyna mnie ogarniać rozpacz, bo nie wiem, czy jeszcze mi się uda jakieś kupić w rozsądnej cenie. No chyba, że mi podpowiesz 🙂 Pomysłów mam na nie kilka: jako zupa krem, w tarcie, z makaronem i same w sosie beszamelowym 😉
Mój prywatny dostawca zwiózł mi wczoraj 2,5 kg szparagów, choć prosiłam o pęczek 😉 Kupił je pod Wrocławiem, ale nazwy miejscowości nie pamiętam, jak wróci i zapytam to Ci napiszę. Kobieta sprzedaje szparagi i częstuje ponoć pyszną zupą krem 🙂 Za 2 kg białych i pęczek zielonych szparagów, a do tego kartonik sosu holendaise zapłacił ok. 30 zł czyli chyba niedużo? W tym sosie się zakochałam, bo dziś na obiad były szparagi gotowane polane nim 🙂 A zielone wieczorem zjedliśmy w sałatce, z brokułem, rukolą i płatkami z sera Grana Padano.
Dobra, mam szczegóły 🙂 Miejscowość nazywa się Strzeganowice, szparagi białe w paczkach po 1 kg 10zł, szparagi zielone w pęczkach po 0,5 kg za 11zł.
Strzeganowice są obok Kątów Wrocławskich, jakieś 3 km od fabryki LG. Ci sprzedający przewidują, że szparagi będą mieć do św. Jana albo i dłużej, bo później sezon się zaczął.
Dzięki Ci dobra kobieto :)) mieszkamy na wylocie z Wrocławia, więc nawet tak strasznie daleko nie jest – ciekawe do której tam siedzą, może uda mi się już w poniedziałek zorganizować wyprawę 🙂
Przepraszam, skłamałam, zielone 11zł za 1 kg, a nie za pęczek 🙂 Daj znać, jak wyprawa 😉
Mhmmm Carbonara… Mam dobre wspomnienia z pichcenia tejże potrawy w kuchni „dwudziestolatki” =)
O rly, takie rzeczy w XX-latce! 😀
Pycha! dziś robiłam… szybkie, proste i nie banalny smak!
brokuł na dodatek i palce lizać! Dzieki za fajny pomysł 🙂