Przemoc kiełkuje w piaskownicy, owocuje w gimnazjum
Mam dwoje dzieci. Niespełna dwuletnia Panna Grymaśna dopiero zaczyna swoją przygodę z innymi dziećmi, a prawie czteroletni Człowiek Wyżerka mimo naszych wysiłków bardzo mocno sepleni. Jednocześnie jest duży jak na swój wiek, empatyczny, wesoły i bardzo otwarty. Na placu zabaw odważnie podchodzi do starszaków i próbuje włączyć się w zabawę albo ją zainicjować. Całkiem nieźle mu to wychodzi, kiedy w piaskownicy jest tylko jedno dziecko.
Problem zaczyna się, gdy dzieci jest dwoje i więcej.
W stadzie dzieci zaczynają się prześcigać w złośliwościach. Mój Pierworodny po kilku słowach zostaje zaszufladkowany jako „głupi Jasio” i tak też jest traktowany w zabawie. Wyśmiewanie, złośliwe zabieranie piłki czy zgubionego w dzikim pędzie buta, przedrzeźnianie i przeganianie są na porządku dziennym.
Mówiąc szczerze, mam ochotę skopać takim dzieciom tyłki,
bo odnoszę wrażenie, że odwoływanie się do ich uczuć na zasadzie: „czy tobie byłoby przyjemnie? jak ty byś się czuł?” to śmiech na sali i rzucanie grochem o ścianę. Są takie egzemplarze, które patrzą kpiąco, gdy wypowiadam słowa: „porozmawiam o tym z twoją mamą / twoim tatą”. Serce mi krwawi i odzywa się we mnie mama lwica. Skoro wizja rozmowy z rodzicem o niestosownym zachowaniu nie robi żadnego wrażenia, to znaczy, że i rodzic olewa temat. W takim wypadku po cichu i żmijowato załatwiam temat, gasząc młodzież jakąś ciętą ripostą.
Co na to rodzice? Nie ma rodziców. Na osiedlu spoglądają od czasu do czasu z balkonu czy tarasu, ciesząc się chwilą spokoju i wolności. Nie słyszą brzydkich słów, które padają ze słodkich usteczek ich dzieciątek. W parku zajmują się lekturą albo rozmową z innymi rodzicami i nawet nie patrzą na to, co ich potomstwo wyczynia. Deptanie ślimaków, zgniatanie żuczków, cięcie patykiem dżdżownic i łamanie gałęzi to jedne z pierwszych „niewinnych” zabaw każdego podwórkowicza. Lada moment zwrócą uwagę na bezpańskiego kota, potem nielubianego kolegę.
Rozumiem, że plac zabaw jest dla dzieci
i dla wielu osób nie jest przyjemne, gdy tę chwilę wolnego czasu na świeżym powietrzu trzeba spędzić na nadzorowaniu zabawy. Nie jestem zwolenniczką wchodzenia z dzieckiem do piaskownicy i drażni mnie, kiedy jest w niej więcej dorosłych niż dzieci. Jestem jednak za tym, żeby obserwować to, w jaki sposób nasze latorośle nawiązują ze sobą pierwsze podwórkowe relacje i interweniować w razie potrzeby. Zawsze mam swoje Stwory na oku. Nie tylko dlatego, żeby stanąć w ich obronie, ale też z tego powodu, żeby natychmiast skomentować i zbesztać nieodpowiednie zachowanie. Jest to męczące, nie podskakuję z radości na myśl o wyjściu na spacer.
Nie chcę, żeby moje dzieci płakały, bo inne się z nich wyśmiewają. Nie chcę również, żeby jakieś dziecko płakało, bo moje sprawiły mu przykrość. Dlatego mam oczy dookoła głowy i nawet jeśli coś przeoczę, to chciałabym, żeby inny rodzic zwrócił mi na to uwagę. Oczywiście w taktowny i kulturalny sposób (marzenie…).
Dzieci powinno się wychowywać od najmłodszych lat, a nie hodować jak bydło – dawać jeść i na trawę wypuszczać – bo z takiego wolnego wybiegu wyrastają mali bandyci, gnojki jedne, troglodyci.
A potem idzie taki komandos z podwórka do podstawówki, później płynnie ląduje w gimnazjum… I się zaczyna.
Zabawne, że społeczeństwo bojkotuje wszelkie próby wprowadzania do szkół zagadnień związanych z seksualnością, innością, tolerancją dla wszelkich odmienności. Zabawne, że społeczeństwo zalewa się krokodylimi łzami, kiedy ginie jakaś jednostka, która była szykanowana ze względu na swoją seksualność, inność i którą dotknął brak tolerancji otoczenia.
Zanim zaczniemy złorzeczyć nauczycielom, zanim znowu zaczniemy narzekać, jak bardzo poronionym pomysłem są gimnazja, zanim wybierzemy się z widłami i pochodniami pod MEN, odpowiedzmy sobie na pytanie: czy jako rodzice jesteśmy w porządku, czy wychowujemy dzieci czy je tylko hodujemy?
bardzo mądry tekst.. sama jestem mamą dwóch dziewczynek i tak samo denerwuje mnie, że inne matki (rodzice) jak jesteśmy gdzieś w parku/na placu zabaw nagle przestają interesować się swoimi dziećmi, a przecież to one sa od zwracania im uwagi a nie obca osoba
U mnie na szczęście jest spokojniej. Zdarzają się czasem niezłe ewenementy, które tylko patrzą, by innym zrobić krzywdę, ale na szczęście są to sytuacje sporadyczne. Gorzej, że zazwyczaj ich rodzice udają, że nic się nie dzieje. Ja tam zawsze staję w obronie swojego Dziecka (i nie tylko swojego :)) i chyba do końca życia nie zapomnę, jak przyszedł chłopak na oko 7-8 letni z matką i po chwili zaczął sypać piaskiem po oczach innych dzieci. Moja Julka akurat była na zjeżdżalni, więc fizycznie Jej nie zagrażał, ale nie mogłam patrzeć jak jego matka nic nie robiła, tylko jeszcze się głupio śmiała. Podeszłam więc do niej i poprosiłam aby zareagowała. A ona… ? „Proszę mi nie mówić jak mam dziecko wychowywać”. No nie wytrzymałam i podeszłam prosto do chłopaka i powiedziałam mu kilka ciepłych słów. Dzieciak się poryczał i pobiegł do matki, że on już nie chce na ten głupi plac zabaw przychodzić. Od tamtej pory ich nie widziałam. Ale aż drżę na samą myśl o tym, kim ten chłopak będzie za kilka lat…
no zgodze się ze wychowanie w dzisiejszych czasach schodzi na psy, ale czy myslisz ze jestes w stanie swoje dzieci od tego uchronic? ja mysle ze nie. Zaczniesz kontrolowac wszystko wychowasz mamisynki ktore nie beda odporne na takie zaczepki, zawsze beda popychane i zawsze beda liczyc na to ze mama za nimi stoi.
Kazdy rodzic chcetnie napisze taka notatke, bo kazdy jest najlepszy.
To co w takim razie proponujesz?
Tekst jak najbardziej trafny i bardzo mądry, ale nie rozwiążesz takiej kwestii czy przemoc rodzi sie juz w piaskownicy czy wczesniej czy później i co można zrobić. Moim zdaniem faktycznie dużo zleży od rodziców od wychowania ale nie zawsze, czasem im bardziej chcesz dobrze wychowac dziecko efekt jest po prostu odwrotny. Mam czwórkę dzieci w wieku 11,8 i 2 letnie bliźniaki, każde jest z nich inne a wychowywane tak samo, staramy sie z mężem zawsze równo poświęcać im czas,pomagać itd… Najstarsza córcia to taki cięzki przypadek-charakterek, i im bardziej próbuję cos z tym zrobić i walczyć o jej” normalność „tym ona bardziej mi daje do zrozumienia że ta walka jest z mojej strony przegrana, zrozumiałam że nie mogę uszczesliwiac jej na siłę. Dlatego wspieram ją zawsze dając pewność ze ja kocham i jest wazna dla nas. mysle ze dzieci tego potrzebują bardziej niż czegokolwiek innego, miłości rodzica i akceptacji oraz zrozumienia, bo jesli w domu sie nie układa to potem uciekają w takie różne zło, gdzie moga odreagowac.
O tak, każde dziecko jest inne, ma inny temperament i inny poziom empatii – widzę to nie tylko po swoich dzieciach (tak jak Ty), ale i po trójce swojego rodzeństwa. Faktem jednak jest, że dzieci, które wychowują się w domach, w których rodzice poświęcają im wiele uwagi i potrafią rozwiązywać problemy bez agresji i ostrych konfliktów, są spokojniejsze i raczej nie odreagowują na innych dzieciach.
No ja tu bedę upierać sie przy swoim. Dam Ci przykład mój przykład, wychowywałam sie bez matki bo zmarła gdy miałam 5 lat została nas 4 z ojcem alkoholikiem, i co tu mozna pisac o jakimś poswieceniu czasu itd itp. Ja wyniosłam z wychowywania sie z takiego domu to aby moje dzieci były najwazniejsze na swiecie dla mnie i tak jest, stworzyłam im cudowny dom, brat wychowywany tak samo poszedł w slady ojca,siostra nie potrafi odnaleźć sie w żadnym zwiazku i kolejny brat zeszedłna drogę przestepczą i zapłacił za to życiem. I co powiesz, jak to sie odnosi do artykułu? A ja wiem i znam przypadek, że dziecko które było wychowywane wrecz idealnie, czyli to co piszesz o rozmowach itp dało naprawde odwrotny efekt. Więc uwiez mi nie znajdziesz na przemoc odpowiedzi gdzie on sie rodzi, na to nie ma reguły, to sam człowiek decyduje o tym jaką drogę wybierze, to smutne ale prawdziwe, wydaje sie namzeznamy swe dzieci
Widocznie Wiolu jesteś wyjątkowo silną kobietą, która wyrosła na porządnego człowieka MIMO trudnego startu. Podziwiam Twój hart.
W moim tekście chodziło między innymi o to, żeby reagować na agresywne zachowania dzieci za każdym razem, nie tylko wtedy, kiedy nasze robi coś nieodpowiedniego. Na jednych zadziała, na innych nie, ale przynajmniej sumienie będziemy mieli czyste.
bo kochamy, bo wychowywujemy czasem ostatkiem sił, poswiecamy wszystko, a tu jednak bolesny cios, coś poszło nie tak, tylko co…
Wiem co mowie sama mam buntowniczkę ma dopiero 11 lat ale ja naprawde boje sie o nasze relacje w przyszłosci, choc uwierz mi że robie wszysto by było dobrze.
Ale zgodze sie z Toba w100% ze dzieciom trzeba poświecac swój czas one nas bardzo potrzebują.
Pozdrawiam.
Mojego starszego syna wychowałam w Polsce, teraz ma już 22 lata. Doswiadczyłam wielu podobnych sytuacji między 2 – 5 lat. Potem nabrał jakos pewności siebieie dawał się już stłamsić.
Mam wrażenie że sposób zachowania dzieci (zauważyłm ze również psów) odzwierciedla mentalność i sposób zachowania dorosłych w danym społeczeństwie. Zarówno dzieci i psy w Polsce są często nerwowe i złośliwe. Są oczywiscie wyjątki – dzieci i psy nienerwowych rodziców – ale jest to znaczna mniejszość.
Moją córkę wychowuję w Irlandii. Teraz ma 11 lat, jak przyjechalismy miała 20 mesięcy. Zarówno małe dzieci jak i pieski są tu przyjazne, spokojne i zrelaksowane – jak i większośc dorosłych. W parkach słychac głównie śmiech – rzadko płacz czy krzyki. Psy wszelkiego rozmiaru i autoramentu bawią się ze soba, machają ogonami, NIE SZCZEKAJĄ I NIE WARCZĄ.
Choć jakoś specjanie aktywnie tej mojej córy nie wychowuję i ogromnej ilości czasu jej nie poświęcam ze względu na pracę – jest świetnie wychowana, grzeczna, uprzejma, uczynna i wie doskonale co dobre a co złe. Może nie chodzi tylko o to żeby dzieci „wychowywać” ale aby swoim zachowaniem i postępowaniem dawać im dobre wzorce. I tak większość ich zachowań kształtuje się podświadomie przed 5 roku życia…