Krótka powiastka o sumieniu i zupie dla głodnego człowieka
W mojej okolicy jest kilka restauracyjek, którym cenowo daleko do barów mlecznych. Pod jedną z nich stał bezdomny mężczyzna. Kiedy go mijałam, zaczepił mnie. Nie potrafię obok takich ludzi przejść obojętnie i zignorować sygnałów, które dają. Często bywa, że zatrzymuję się na najlżejsze skinienie i potem muszę kombinować, w jaki sposób odmówić dorzucenia kilku groszy „do bułki” komuś, kto pachnie czterdziestoprocentowym roztworem chleba naszego powszedniego.
Mężczyzna zaskoczył mnie prośbą o to, bym kupiła mu coś ciepłego do jedzenia. W pierwszym odruchu miałam ochotę wręczyć mu jakieś drobne, bo tak jest najszybciej. Po przetrząśnięciu portfela okazało się, że mam tylko kartę. Spieszyłam się bardzo, bo z pracy wyszłam kilkanaście minut później niż planowałam, a miałam odebrać Pannę Grymaśną ze żłobka i Człowieka Wyżerkę z przedszkola.
Zrezygnowana poprosiłam, żeby poczekał, weszłam do najbliższej knajpki i zapytałam, co najszybciej mogą mi zagrzać na wynos, bo chciałabym kupić posiłek dla tego pana, co stoi nieopodal. Ceny zaczynały się od 10 zł. Padło na rosół z kluskami lanymi – krem z pomidorów wydał mi się mało stosowny.
Zapłaciłam, pani poszła zlecić podgrzanie i zapakowanie posiłku. Dobrą chwilę później z kuchni wyszła inna kobieta i odbyłyśmy taką rozmowę:
– Słyszałam, że pani chce kupić zupę temu bezdomnemu – stwierdziła.
– Tak, to prawda. A dlaczego pani pyta? – odpowiedziałam zaciekawiona. Pomyślałam przez chwilę, że może tutaj, tak jak w pewnej amerykańskiej restauracji, o której kiedyś czytałam w podnoszącej na duchu historii, za dobre serce się nie płaci i zostaną mi zwrócone pieniądze.
– Bo wie pani, ja bym tej zupy nie kupowała. – Blondynka szybko wyprowadziła mnie z błędu. Uniosłam brwi pytająco, więc kontynuowała – Wczoraj dziewczęta z sąsiedniego salonu fryzjerskiego kupiły mu tutaj zupę i drugie danie. I on to podobno do śmieci wyrzucił. Wie pani, on głupi nie jest. Mówi jak inteligentny człowiek, tak z pretensjami jest, oczekiwania ma. Nie szanuje cudzej pracy, życie sobie zmarnował na własne życzenie, nie warto…
Zagotowało się we mnie. To ja tu stoję już piątą minutę, a dzieci czekają, aż je odbiorę. Potem odczułam lekkie uczucie żalu połączonego z odrobiną skąpstwa, bo dla siebie szkoda by mi było wydać tyle na talerz zwykłego rosołu z lanymi kluskami. Za 10 zł mogłabym kupić coś fajnego dzieciakom. No i na koniec pomyślałam, ile czasu muszę spędzić w pracy, za którą nie przepadam, żeby te 10 zł zarobić.
Przypomniałam sobie jednak, że on mnie poprosił przecież konkretnie o ten ciepły posiłek. Nie mógł tego zrobić po to, żeby go wyrzucić. Odpowiedziałam więc:
– Ja temu panu obiecałam, że kupię ciepłą zupę. Jeśli on ją wyrzuci, to jest to kwestia jego sumienia. Karma wraca. Moje sumienie nie pozwoli mi nie dać tej zupy, skoro mu powiedziałam, że ją przyniosę i on na nią czeka.
Odebrałam pakunek i wyszłam z lokalu. Przyznam się, że w duchu byłam wściekła na tego mężczyznę, snułam w myślach najgorsze scenariusze. Uśmiechnęłam się jednak do niego i, życząc mu smacznego, podałam mu miseczkę z łyżką, po czym odmaszerowałam.
Kilka minut później, gdy Grymaśna dreptała u mojego boku, zobaczyłam, że ów bezdomny siedzi na murku i kończy posiłek. W tym momencie te 10 zł wydało mi się niewielką ceną. Zawstydziłam się, że o mały włos nie nakarmiłabym głodnego człowieka.
Zawsze będę powtarzać, że dobre uczynki robimy nie tyle dla innych, ile dla siebie samych.
Agatko, to jest arcydzieło! Wspaniały artykuł
Byłem głodny, a nakarmiliście mnie…
Pięknie!! Podobnie jak Ty mam opory i nie daję ” na bułkę”, jednak kiedy jest prośba o jedzenie, konkretnie, to co innego. Kiedyś uwierzyłam człowiekowi, że nie ma na leki ( w ręce miał receptę) , kiedy dalam mu odpowiednią kwotę oniemiał, kręcił się w kółko, pytał jak mnie znajdzie, żeby oddać…faktycznie dobre uczynki są bardziej „dla nas”….
Wzruszenie ściska za gardło w takich momentach. Takie uczynki są dla nas i dla naszych dzieci szansą na podtrzymanie piękna i dobra na tym świecie – trzeba wierzyć w ludzi 😉
hmm…miałam kiedyś tak samo, jak ktoś mnie poprosił o jedzenie to szłam i kupowałam, drobne też czasem dałam, chodziłam jako nastolatka z gorącą herbatą i zupą na śmietnik, bo na nim kiedyś na stałe zimą mieszkało dwóch panów..aż do czasu kiedy bardzo zaangażowałam się w pomoc jednej osobie i tak mnie zmanipulowała że omal całego życia nie przegrałam…i niestety ale już chyba nigdy nikomu nie pomogę….chyba że matce z dzieckiem jedynie. Niestety ale zanim się zacznie pomagać dobrze by było nauczyć się jak robić to w sposób bezpieczny dla siebie;(
Faktycznie, wielu jest też naciagaczy, ale wiem że tym naprawdę potrzebującym jest bardzo ciężko poprosić kogoś o pomoc i są bardzo wdzięczni… A takie dobre uczynki powodują że stajemy się lepszymi ludźmi i uczmy tego nasze dzieci….
Dobro które uczyniłeś(aś) kiedyś do Ciebie powraca.Przekonuję się o tym akurat teraz na własnej …. !.Co ten ktoś z tym zrobi to już jego biznes.Miałem kiedyś bardzo podobną sytuację.Pieniądze miały być na mleko dla dziecka.Miały być-niestety:(:(:( .
Sadzę,że teraz mam już większą wiedzę w tym temacie-hmmm.
„Mi moje sumienie nie pozwoli nie dać tej zupy…”
Pani Magister Filologii Polskiej!
Jestem co prawda tylko magistrem matematyki, ale za to maturę z języka polskiego zdałem w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. W liceum uczyli mnie nauczyciele, którzy studia ukończyli przed wojną i mieli solidne, przedwojenne wykształcenie.
O wartości tego przedwojennego wykształcenia świadczy fakt, że za komuny pracodawcy mówili starającym się o pracę: „Nam nie jest potrzebny człowiek po studiach, nam wystarczy człowiek po maturze” i dodawali szybko: „… ale przedwojennej”.
I otóż ci starzy, solidnie wykształceni, przedwojenni nauczyciele wpoili mi już od dzieciństwa, że nie zaczyna się zdania od: „Mi”, lecz od „Mnie”.
Przecież na Twoje „Mi sumienie nie pozwoli” mógłbym złośliwie zapytać: „Ci sumienie nie pozwoli?”.
Ale jako człowiek pozbawiony wszelkiej złośliwości wyjaśnię: skoro zdania pytającego nie zaczynamy od „Ci” tylko od „Tobie”, to i oznajmującego nie zaczynamy od „Mi” lecz „Mnie”.
O Twoim promotorze nie wspomnę, ale polonistkę, która dała Ci maturę, należałoby natychmiast relegować z zawodu z pozbawieniem prawa do emerytury.
Dziękuję za zwrócenie uwagi – już poprawiam ten błąd. Smutno mi tylko, że po przeczytaniu tej opowieści Twoje refleksje dotyczą tego jednego zdania. Polecałabym się zastanowić nad swoim opisem „człowieka pozbawionego wszelkiej złośliwości”, ponieważ finał Twojej wypowiedzi zdecydowanie temu przeczy. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.