Kieszonki z karpia z pietruszką i pesto
Wychowałam się na wsi. Jeśli miałabym być szczera, to powiedziałabym raczej, że wychowałam się poza wsią. Mój rodzinny dom znajduje się bowiem na samym jej końcu. Do najbliższego sąsiada mieliśmy co najmniej pół kilometra. Dzieci inne niż moje rodzeństwo czy rzadko widywane kuzynostwo poznałam dopiero, kiedy rozpoczęłam przygodę z edukacją. Doskonale pamiętam mój pierwszy dzień w zerówce, która mieściła się w mojej wsi i dość nieudolną próbę włączenia się do zabawy. Mam wrażenie, że strasznie długo to trwało, zanim zaczęłam być tolerowana przez rówieśników. Moje relacje z nimi przypominały emocjonalny rollercoaster – jednego dnia się lubiliśmy, innego zwalczaliśmy. Dopiero kiedy poszłam do liceum, udało mi się nawiązać trwałe i serdeczne relacje, bo każdy w klasie był skądinąd. Dzisiaj, po kilkunastu latach te dziecięce animozje są powodem do śmiechu, ale wtedy to była dla mnie niezła szkoła życia.
Byłam obca nie tylko z tego względu, że mieszkałam daleko od nich. Przede wszystkim nie byłam „rdzenna”. Po drugiej wojnie światowej ze Wschodu przenoszono na Ziemie Odzyskane całe wsie. Na nowych terenach, w poniemieckich domach i gospodarstwach urzędowały zatem rodziny znające się od pokoleń. Moja rodzina znalazła się w Świerkach za sprawą dziadka, magistra zootechniki, który w latach 70-tych objął posadę nauczyciela w pobliskim technikum rolniczym. Dziadek pochodził z Leszna, mój Ojciec się tam urodził. Mama też była „miastowa”, bo wychowała się w Bielawie. Sąsiedzi starej daty byli w stanie wybaczyć mojemu Tacie obce pochodzenie (wiadomo, że dla takich ludzi historia rodziny jest jedną z ciekawszych kwestii, a czego można się dowiedzieć o kimś z „importu”, gdy na miejscu nie ma go kto obgadać do dziesięciu pokoleń wstecz?). Jednak małżeństwa z dziewczyną spoza wsi tak łatwo nie mogli strawić. Mieli przecież bardzo atrakcyjne córki z równie atrakcyjnymi przyległościami gruntowymi. A rzeczy, które mój Ojciec wyczyniał potem na swojej ziemi też nie każdemu się podobały. Na przykład wykopał kilka stawów i je zarybił. Dzięki temu zawsze na Wigilię mieliśmy najsmaczniejszego karpia, bo w stawach był dość dobry przepływ wody i ryby nie pływały w mule. Długo się dziwiłam, kiedy ktoś mówił, że nie lubi karpi, bo smakują mułem. A sposób na to teoretycznie jest bardzo prosty – aby pozbyć się tego posmaku i zapaszku żywe ryby muszą się przepłukać przez kilka dni w zbiorniku z czystą wodą, najlepiej o dużym przepływie. Od biedy, w warunkach domowych, może być to tradycyjna wanna.
Warto jeść karpie, bo mają naprawdę bardzo smaczne i delikatne mięso. Do karpia zatorskiego mam sentyment, bo z Zatora pochodzi Mama mojego Małża (i tak genealogicznie mi się na blogu zrobiło).
Składniki (2 porcje):
- 2 filety z karpia zatorskiego (przednia, szersza połowa)
- 2 łyżki pesto z natki pietruszki
- 2 młode pietruszki
- masło klarowane do smażenia
- czarny pieprz, sól morska
- sok z połowy cytryny
- mąka pszenna do obtoczenia ryby
Filety z karpia opłucz, osusz i pozbaw ewentualnych ości. Jeśli filet jest potężny, to możesz lekko skroić górną część, aby nie była zbyt wystająca. Oprósz karpia solą i pieprzem, skrop sokiem z cytryny i odłóż do lodówki na około pół godziny.
Młode pietruszki wyszoruj, nie musisz ich obierać. Ułóż je na arkuszu folii aluminiowej i oprósz solą oraz pieprzem, skrop olejem rzepakowym, zawiń i wstaw na 20 minut do piekarnika nagrzanego do 200°C.
W tym czasie, jeśli nie masz pesto z natki pietruszki, to je przygotuj. Potrzebować będziesz:
- 50 g natki (to około 2 pęczki – same listki, bez łodyżek)
- 40 g startego parmezanu lub podobnego sera
- 40 g łuskanego słonecznika
- 1-2 ząbki czosnku
- olej rzepakowy
- sól morska do smaku
Do kielicha blendera włóż natkę i pokrojone na mniejsze kawałki ząbki czosnku. Zmiksuj pobieżnie, żeby zrobiło się więcej miejsca.
Dodaj słonecznik i parmezan, podlej olejem i miksuj do całkowitego rozdrobnienia. Pod koniec rozdrabniania dopraw solą morską do smaku i dolej tyle oleju, ile trzeba do osiągnięcia zadowalającej Cię smarownej konsystencji.
Na każdym filecie rozsmaruj łyżkę pesto z natki i ułóż na środku upieczoną pietruszkę. Złóż na pół w kierunku od góry fileta w dół (czyli inaczej mówiąc – grubszą stronę połóż na cieńszej) i delikatnie obtocz w mące, po czym smaż z obu stron przez dwie-trzy minuty na maśle klarowanym.
Podawaj na przykład z risotto z zielonym groszkiem.
Ależ to apetycznie wygląda i ślinka leci od czytania 🙂
mmmmniam! jak ja dawno nie jadłam takich rarytasów!