Ekspresłówka #23 Motor postępu
Listopad to miesiąc, w którym uwalniają się we mnie niewykorzystane do tej pory pokłady marudzenia. Dzisiaj znowu wstałam lewą nogą i przypominało mi to pewną rozmowę, którą odbyłam z Małżem w sierpniu. Uporaliśmy się wtedy z małym remoncikiem kuchni, wspólnie odświeżyliśmy resztę mieszkania, bo taki miałam pomysł na aktywny urlop. Kiedy szykowaliśmy się do wyjazdu na wieś, zmęczona ciągłym wydawaniem poleceń i koordynowaniem działań, zaczęłam jojczyć:
– Ech… ja już mam dość! Czasem się czuję, jakbym była w tym domu jedynym organem decyzyjnym! No nic, dosłownie nic, się nie stanie, jeśli nie powiem, że tak ma być! O wszystkim muszę myśleć! Gdyby nie ja, to nie zauważylibyście, że trzeba ugotować, posprzątać i poprać! – załamałam rączęta (przyznaję, wykazuję pewną skłonność do przesady).
– Bo tylko tobie to przeszkadza – zripostował Małż.
Wychodzi na to, że kobiece marudzenie jest motorem postępu i bez nas mężczyźni nadal siedzieliby w brudnych gaciach w swoich ciemnych jaskiniach.
Skądś to znam! 😀
Ja ostatnio pojechałam z córką do Krakowa i zostawiłam mojego męża i dorosłego syna w Dublinie na gospodarstwie. Po powrocie równiez załamałam rączęta choć minął tylko tydzień. Niesamowite.. Oni nic wielkiego nie zrobili, nawet jakoś nie bałaganili i nawet twierdzili że posprzątali przed moim przyjazdem. A jednak dom zarośnięty był kurzem, kuchnia się lepiła, łazienka przesiąkła odorem i oblepiona była kurzem równiutko wszędzie poza środkiem podłogi i umytą wanną, wpo całym domu fruwały sobie radośnie kupki kociej sierści.
Ale tym razem rzekłam sobie – mowy nie ma. Ja tego chlewika nie sprzątam. Zatrudniłam sprzątaczkę i teraz mam piękniej niż przed wyjazdem. Nie ma tego złego..
Moniko, bardzo podobne widowisko, ale okraszone jeszcze kartonami po pizzy, ukazało się moim oczom kilka lat temu, kiedy Małż przywiózł mnie z nowo narodzonym Człowiekiem Wyżerką do domu. Myślał, że uda mu się jeszcze przed wyjazdem do szpitala coś ogarnąć, ale tradycyjnie coś wypadło. Zastałam zatem lej po bombie i w pierwszym odruchu miałam ochotę wcisnąć mu pierworodnego w ramiona i odpalić odkurzacz 😉