Staropolska zupa z kaszą manną
Znowu poniedziałek. Kto wczoraj ugotował rosół i martwi się, że czeka go pomidorowa, może porzucić czarno-pomidorowe myśli i skoczyć do sklepu po szynkę. Znalazłam ostatnio świetną zupkę, do której idealnie nadaje się tradycyjny niedzielny rosół i jest właśnie z zastosowaniem owej wędliny. Podobno jest to receptura z kuchni staropolskiej, więc aby nie obrażać naszych sarmackich przodków, lepiej kupcie taką, która nie sika wodą na wszystkie strony. Przepis pochodzi z mojej ulubionej w ostatnim czasie „Kuchni polskiej” Ewy Aszkiewicz. Wprowadziłam drobne modyfikacje, bo użyłam śmietany kremówki i pominęłam enigmatycznie brzmiącą „przyprawę do zupy”. Dodałam też więcej kaszy manny (nie mannej, jak to niektórzy piszą i mówią, co mnie doprowadza do spazmów z rozpaczy), bo lubię bardziej konkretne zupy – takie do jedzenia, a nie do picia 😉
Składniki (6 porcji):
- 1,5 litra lekkiego rosołu
- 20 dag chudej, wędzonej szynki
- 3-4 kopiaste łyżki kaszy manny
- 2 żółtka
- 2 łyżki śmietany kremówki
- sól i pieprz do smaku
- drobno posiekana natka pietruszki
Zagotuj rosół i dodaj do niego drobno (drobniutko!!) posiekaną szynkę (ja swoją pokroiłam w kostkę i wrzuciłam do kielicha blendera, rozniosło ją w pył).
Kiedy całość się ponownie zagotuje, cały czas mieszając, wsyp kaszę mannę. Nie dopuść do powstania kożuszka. Zestaw z kuchenki.
Żółtka połącz z kremówką (lub z 2 łyżkami zimnej wody). Intensywnie mieszając, wlej „roztwór” do zupy.
Na koniec dopraw ją solą i pieprzem. Od razu podawaj razem z zieleniną.
Ostatnie zdanie zabrzmiało trochę, jakbyś kazała mnie i zieleninie podawać zupę 😉 Żartuję oczywiście. Kolejny dzień, w którym mój obiad zostanie zainspirowany tym blogiem. Wczoraj był pstrąg – wyszedł pyszny! Córcia wzgardziła, ale ojciec rodziny razem z pierworodnym zajadali aż im się uszy trzęsły i chcieli jeszcze 😀
Przepraszam, niechcący kliknęłam dwa razy w „Opublikuj”…
spoczko, mam moc sprawczą i anihilacyjną. Usunęłam dubla 😉 Po raz kolejny powtórzę, że bardzo-bardzo mnie cieszy, że smakują Wam dania z bloga (miałam już napisać, że przepisy, ale oczami wyobraźni zobaczyłam Was, jak przeżuwacie karteluchy) 🙂