Pączki babcine (III)
W pączkach najbardziej cenię teksturę, a nie konfiturę (nawet nie czuję, kiedy rymuję). Wiadomo, że pączki muszą być puszyste i delikatne jak chmurka (banalnie to brzmi, ale właśnie tak ma być – przecież nikt nie lubi gliniastych). No i z pączkami jest jak z naszymi figurami – nabierają pulchności dzięki tłuszczykowi i nieumiarkowaniu. Tłuszczyk w tym przepisie zawdzięczamy masłu i kremówce, nieumiarkowanie – aż 8 żółtkom na pół kilograma mąki. Ale uwierz, warto zaszaleć. Na początku sama miałam co do niego obawy, bo wydawało mi się, że przepis wieszczy katastrofę – wyobrażałam sobie, że luźne ciasto, które z niego wyjdzie będzie trudne w obróbce. Nic bardziej mylnego – poza tym przy odrobinie determinacji wszystko da się ogarnąć!
Przepis, który znalazłam lata temu w „Kuchni polskiej” Ewy Aszkiewicz, czekał aż rok na publikację. Leżał sobie grzecznie w folderze zmyślnie nazwanym „Nowy folder”, do którego miałam zajrzeć z milion razy i sprawdzić, co zawiera. Zawsze, kiedy myślę, że jestem zorganizowana, okazuje się, że tak na prawdę to jestem roztrzepana jak jaja w torcie.
Autorka recepturę ma od swojej babci, która prawdopodobnie musiała się zaczytywać w almanachach Lucyny Ćwierczakiewiczowej, bowiem w książce „Wypieki. Kuchnia Lucyny Ćwierczakiewiczowej” jest bardzo podobny patent na pączki, który rekomenduje u siebie Dorota z bloga Moje wypieki (widnieją jako pączki warszawskie).
Na koniec jeszcze dodam, że ciasto jest tak smaczne samo w sobie, że, moim zdaniem, nie potrzebuje nic więcej niż lekkie posypanie cukrem pudrem. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby przed upieczeniem wypełnić je ciepłą konfiturą (nie powinno się dawać zimnej, bo różnica temperatur spowoduje zakalec) albo nadziać je po usmażeniu, posługując się specjalną tylką do nadziewania. Tylki nie posiadam i to jest jeden z zakupów, o których nigdy nie pamiętam.
Składniki (30 sztuk):
- 500 g mąki tortowej + do podsypania
- szczypta soli
- 125 ml mleka
- 50 g świeżych drożdży (albo 2 saszetki drożdży instant)
- 8 żółtek
- 200 ml śmietany kremówki 30-36%
- 125 g masła (rozpuszczonego i przestudzonego)
- 4 łyżki cukru pudru
- 1 łyżka ekstraktu z wanilii
- kieliszek spirytusu, rumu albo wódki
dodatkowo:
- 2 litry oleju rzepakowego lub smalcu + kieliszek spirytusu
- cukier puder do posypania
Przygotuj zaczyn: świeże drożdże, łyżkę cukru pudru i łyżkę mąki wymieszaj z ciepłym mlekiem i odstaw w ciepłe miejsce na około kwadrans.
Kiedy zaczyn będzie wyrastał, utrzyj żółtka z pozostałym cukrem na jasną masę i połącz z lekko podgrzaną kremówką.
Do miski przesiej mąkę ze szczyptą soli i pozostałym cukrem pudrem, wlej zaczyn, żółtka z kremówką, rozpuszczone (ale nie gorące) masło oraz ekstrakt waniliowy i spirytus. Wyrabiaj, aż ciasto stanie się lśniące, elastyczne i odchodzące od ręki (około 10 minut).
Ciasto umieść w misce, przykryj i odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Kiedy podwoi objętość, szybko zagnieć, rozwałkuj na podsypaną mąką stolnicy na grubość 1,5 cm i wkrawaj krążki o średnicy około 7 cm (sporą szklanką).
Wykrojone pączki odstaw na około 15 minut, żeby lekko podrosły.
W szerokim, niewysokim garnku rozgrzej tłuszcz, dodaj do niego spirytus. Smaż pączki po kilka sztuk (kiedy się zrumienią, odwróć delikatnie na drugą stronę).
Usmażone pączki wykładaj na papierowe ręczniki, aby odsączyć nadmiar tłuszczu i nadziewaj ulubioną konfiturą, dżemem czy inną słodką masą albo po prostu oprósz cukrem pudrem.