Powieść dla kucharek, czyli „Sposób na happy end” Barbary O’Neal
Zaczęłam tutaj, na swoim blogu, recenzować książki kucharskie. Skąd zatem wzięła mi się powieść? Ano stąd, że wszystko w niej się kręci dookoła kuchni (są nawet przepisy) – dlatego też zaklasyfikowałam ją jako „powieść dla kucharek” 😉 Zorientowanym w nomenklaturze literackiej Czytelnikom śpieszę wyjaśnić, że określenia tego użyłam oczywiście w formie żartobliwej, bo nie jest to utwór charakterystyczny dla tej kategorii – na upartego da się jednak kilka wspólnych cech znaleźć – chociażby erotyczne fantazje pani pastor (sic!) ;). Jak by jednak nie było, książkę tę czyta się bardzo przyjemnie i jest tak lekko napisana, że można ją potraktować jako miły przerywnik w trakcie oczekiwania na wykonanie kolejnego etapu prac kuchennych (ja ją czytałam nawet w trakcie smażenia naleśników).
W powieści tej spodobało mi się to, że akt przygotowywania posiłków i dzielenia się jedzeniem ma wydźwięk wyraźnie terapeutyczny. W okresie zbliżających się świąt Bożego Narodzenia taka tematyka jest mi szczególnie bliska. Wspólne przygotowywanie potraw, nawet tych najprostszych, zbliża, uczy współdziałania i szacunku dla czyjejś pracy. Dzielenie się nimi z potrzebującymi odsuwa nas od naszych problemów i pozwala spojrzeć na nie z dystansem. Tak samo jest w „Sposobie na happy end”, gdzie praca w jadłodajni pomaga głównym bohaterkom zmierzyć się z trudnościami, które je spotkały. Nic dziwnego, skoro Barbara O’Neal zakochała się w sztuce kulinarnej jako nastolatka i później, przez ponad dziesięć lat, była zawodowo związana z branżą gastronomiczną.
Na końcu książki są podane przepisy na dania, które w powieści odegrały znaczącą rolę, czyli:
Potrawka z kury z knedelkami
Zupa grochowa z kaszą jęczmienną
Tarta Santiago
Caldo gallego
Potrawkę przygotowywałam już dwukrotnie i jako miłośniczka domowego, prostego jedzenia, jestem nią zachwycona.